*Oczami Effy*
Otworzyłam powoli oczy, leżałam obok niego, a jego zapach był przesiąknięty alkoholem i papierosami. Po cichu wstałam z łóżka żeby go nie obudzić. Jego pokój wyglądał jak burdel. Znalazłam moją torebkę walającą się po podłodze i wyciągnęłam z niej skręta. Zeszłam na dół, usiadłam na schodach i odpaliłam go. Z tego co wiedziałam mieszkał sam, było dla mnie trochę dziwne ponieważ zazwyczaj gangi trzymają się razem. Na dole było jeszcze gorzej, na podłodze i schodach było pełno pustych butelek po wódce i zgaszonych papierosów. Weszłam do kuchni i nalałam sobie wody. Najgorsze było to że kompletnie nic nie wiedziałam o nim, nie znałam jego słabego punktu. Kochany Hunter powiedział mi tylko jak się nazywa, taka z nim praca do dupy.
Usłyszałam schodzenie po schodach, gdy nagle zza drzwi wyłonił się Justin.
- O, wstałaś. - powiedział obojętnie - Zaraz przyjeżdża ktoś ważny, więc masz tu posprzątać.
- Nie będę za ciebie sprzątać. - powiedziałam oburzona.
Nagle podszedł do mnie, za nadgarstki przycisnął mnie do ściany.
- I co teraz posprzątasz? - powiedział uśmiechając się delikatnie i wpatrując się we mnie.
- No dobrze. - wiedziałam że nie mogę mu odmówić. Miał ogromną siłę w rękach, czułam że nadgarstki mi puchną.
- Nie sprzeciwiaj mi się więcej, bo nie chce cię krzywdzić księżniczko. A teraz wychodzę a jak wrócę ma tu lśnić.
Po czym pocałował mnie namiętnie w usta, puścił mnie i wyszedł. Nadgarstki miałam obolałe.
Poszłam na górę. Przebrałam się w jego koszulkę i wczorajszą bieliznę. Po wyjściu z łazienki od razu zaczęłam sprzątać, co zajęło mi około półtorej godziny.
Jego dom był całkiem ładny, wszędzie były białe ściany i jasna drewniana podłoga. W największym pokoju stało wielki pianino, telewizor, kanapa i dwa fotele.
Usłyszałam że ktoś otwiera drzwi. Był to Justin z jakąś kobietą i małą dziewczynką.
- Mamo to jest moja dziewczyna Elizabeth. - powiedział.
Jaka dziewczyna? Jaka mama? Co tu do chuja się działo?
Czułam się dziwnie zmieszana, chłopak, którego wczoraj poznałam i mam zabić przedstawia mnie swojej matce.
- Dzień dobry, jestem Pattie, miło mi - powiedziała kobieta około czterdziestki.
- Dzień dobry. - wydukałam zaszokowana - Justin możemy na chwilkę? - dodałam.
- Jasne.
Objął mnie w tali i zaprowadził do kuchni.
- Twoja mama? - spytałam
- Wiesz, ona nie wie o tym co robię i niech lepiej tak zostanie.
Przypomnieli mi się moi rodzice. Co prawda po incydencie z Tonym tylko raz pojawiłam się w domu i niewiele pamiętam z dzieciństwa. Po dłuższej chwili przypomniałam sobie wszystko, moja mama była uroczą blondynką po czterdziestce, a ojciec wysokim brunetem koło pięćdziesiątki. Tak naprawdę nigdy im się nie układało, byli ze sobą tylko ze względu na mnie i mojego brata. Właśnie, miałam jeszcze brata, chyba najbardziej wkurzającą osobę na świecie, jest ode mnie młodszy o trzy lata. Moje serce wypełniło dziwne uczucie, tęskniłam za nimi. Po nagłym wyjeździe z miasta straciłam ze wszystkimi kontakt. Może szukali mnie tym listem gończym i ojciec deklaruje jakie to oni popełnili błędy, ale uznali mnie za zaginioną i jest wielka rozpacz? Może powinnam pojechać po zakończeniu tej sprawy do mojego rodzinnego miasta. Choć tęsknie za nimi, to Hunter i reszta są dla mnie jak druga rodzina.
- Idziesz czy będziesz tak tu jeszcze stać? - Zawołał Justin.
---------------------------------------------------------------------
Jeśli ktoś chce się zapytać czegoś w sprawie bloga zapraszam tu
-> http://ask.fm/KochamSkins