sobota, 4 stycznia 2014

1. Prolog.

























~ 25 kwietnia 2012. 2 lata wcześniej.

- Elizabeth!
Z moich myśli wyrwał się głos mojej mamy, pewnie Tony przyszedł. Tony to mój chłopak, jak na razie układa nam się wszystko idealnie. W sumie to wszystko układa mi się idealnie, mam wspaniałego chłopaka, cudowną przyjaciółkę, dobre oceny i dogaduje się dobrze z rodzicami.
Ale wracając, powiedział że przyjdzie żeby powiedzieć mi jakąś bardzo ważną rzecz. Liczę że nic się nie stało. Ale wszystkiego mogę się spodziewać.
- Biegnę! - krzyknęłam.
Zeszłam szybko po schodach i zobaczyłam Tonego. Chciałam go pocałować, ale on w dziwny sposób mnie odepchnął i spytał, czy moglibyśmy pójść do mojego pokoju. Gdy byliśmy już na górze, zaczął mówić:
- Wiesz, to chyba już koniec.
- Co ty mi chcesz powiedzieć?
- Koniec z nami.
- Co, kurwa? Jest inna? - spytałam.
- Nie, nie... W sumie tak.
- Kto to jest?
- Abi - po tym co powiedział wstałam zszokowana. Abigail to była moja najlepsza przyjaciółka. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc krzyknęłam tylko "spieprzaj" i rzuciłam w niego wazonem.
Gdy wyszedł zaczęłam ryczeć, dwu letni związek poszedł się jebać. Jak uroczo.
Postanowiłam zadzwonić do mojej przyjaciółki. Znaczy byłej przyjaciółki.
- Hej, Eff! - Oh. Najpierw pieprzy się z moim chłopakiem, a teraz udaje że nic się nie dzieje. - pomyślałam.
- Od kiedy to trwa?
- Ale co?
- Nie udawaj głupiej, był u mnie Tony i wszystko mi powiedział.
- To nie tak, jak myślisz.
- Nie, wcale. - powiedziałam sarkastycznie - Pieprz się. - odparłam i rozłączyłam się.
Nie wiedziałam co z sobą zrobić, więc położyłam się spać.

*Następny dzień*

Dobra, nie będę użalać się nad sobą. Pojechałam do szkoły. Gdy zobaczyłam ich liżących się na korytarzu, rzygać mi się chciało. Boże, jakie to było ohydne. Wszyscy cały dzień zachwycali się jaka z nich słodka para.
Wreszcie skończył się ten okropny dzień. Poszłam na parking i wsiadłam do samochodu. Kiedy wyjeżdżałam, zauważyłam że na środku ulicy stoi Tony, rozmawiający z kimś przez telefon.
A że miałam otwarte okno, usłyszałam że mówi do kogoś "kocham cię!". Nie była to Abi, bo właśnie wsiadała do swojego auta. Coś we mnie pękło i w jednej chwili - on znalazł się pod kołami mojego samochodu. O dziwo nikt tego nie zauważył . Zaszokowana tym zamiast się zatrzymać jechałam dalej. Czy on zmarł? I wtedy wypełniło mnie dziwne uczucie. Miałam ochotę to samo zrobić z Abi. Pod wpływem impulsu pojechałam pod jej dom. Wysiadając, zauważyłam że jest już w domu, ale nie ma jej rodziców. Podeszłam pod jej dom i wyciągnęłam klucz z pod jej wycieraczki. Wkradłam się cicho do jej domu, wzięłam najostrzejszy nóż i weszłam jak najciszej do jej pokoju. Przycisnęłam szybko nóż do jej szyi, i powiedziałam tylko "tak kończą głupie suki". I podcięłam jej tętnice. Później jak gdyby nigdy nic, wyszłam.
Wsiadłam do auta i odjechałam. Jechałam długimi godzinami. Gdzie? Sama nie wiem. Aczkolwiek czułam, to co zrobiłam, było najlepszą rzeczą jaką w życiu mogłam zrobić.
To co się ze mną teraz dzieje dowiecie się w następnych rozdziałach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz